Nie każda okazja, to okazja...
Skaner do negatywów z Lidla. Lepiej omijać z daleka...
Postanowiłem sprawdzić co jest wart skaner do negatywów z Lidla. Poskanowałem nieco negatywów i uważam, że jest to dramatycznie słabe urządzenie. I na pewno nie jest warte 149 zł. Ja nie wydałbym na niego nawet 49 zł ;)
Po pierwsze skaner do negatywów oferowany przez Lidla nie obejmuje całej klatki negatywu. Więcej obcina na krótkich bokach, mniej na dłuższych. Z takich pobieżnych rachunków wyszło mi, że skan obejmuje ok. 93% klatki.
Skaner dramatycznie i to "z automatu" podbija kontrast. To działanie z rodzaju "dać małpie brzytwę". Szczegóły w światłach są wyżarte, a cienie i głębokie cienie na skanie są jedną czarną plamą. Przed skanowaniem użytkownik może jedynie przyciemnić albo rozjaśnić skan. Przyciemnienie minimalnie tylko poprawia szczegóły w światłach, ale kosztem jeszcze większej czarnej plamy zamiast cieni.
Szczegóły w światłach są wyżarte, a cienie i głębokie cienie na skanie są jedną czarną plamą.
Skan (bez interpolacji, zresztą słabej jakości) ma rozmiar 2520x1680 piks i można z niego zrobić odbitkę 21x15 cm, podczas gdy mój stary skaner Canona z przystawką do skanowania negatywów pozwala na uzyskanie plików 9088x5994 piks (co odpowiada odbitce 76x50 cm) a nawet większym.
Na plus skanera SilverCrest z Lidla można zaliczyć jedynie piorunujące tempo skanowania. Zeskanowanie klatki trwa... tyle co mrugnięcie okiem. Tylko co z tego skoro te skany do niczego się nie nadają? Będę więc dalej skanował stare negatywy moim starym CanoSkanem 5600F, nawet po kilka minut każdą klatkę, ale w zamian uzyskując plik pozwalający na drukowanie choćby w A3 bądź na mocne kadrowanie ujęcia, nie wspominając już o bardzo dobrej jakości skanu.