Atlas Arena przez kolejnych 5 lat. OK, ale dlaczego tak tanio?!
Atlas Arena za 5 milionów na 5 lat… Fot: Markos ©
Łódź nie ma szczęścia do dobrych gospodarzy. 29 września ogłoszono, że przez kolejnych 5 lat hala przy ulicy Bandurskiego dalej będzie nazywać się Atlas Arena. Ta wiadomość, sama w sobie, nie jest zła, bo przecież sponsor takiego obiektu, to wymierne korzyści dla miasta. Ale…
Najpierw trochę historii. Pięć lat temu, wkrótce po wybudowaniu w Łodzi najnowocześniejszej i największej w Polsce hali widowiskowo sportowej podpisano umowę sponsorską na nazwę hali. Łódzka firma Atlas zapłaciła 5 milionów za to, by przez 5 lat Arena Łódź nazywała się Atlas Arena. Od początku pojawiały się głosy, że nazwę hali "sprzedano" zbyt tanio, ale prawdę powiedziawszy nie bardzo było gdzie szukać w Polsce podobnych rozwiązań do porównania.
Niestety w kolejnych latach szybko okazało się, że Łódź zamiast zrobić dobry biznes, dała Atlasowi wspaniały prezent – sponsor tytularny tak medialnej hali za milion złotych rocznie, to po prostu taniocha i dla miasta stracona szansa na zasypanie deficytowego dołu Atlas Areny.
Dlatego wszyscy liczyli, że nowa umowa na sponsora tytularnego Areny Łódź, będzie zbliżona poziomem do opłat jakie sponsorzy płacą za podobne obiekty w Warszawie czy Gdańsku.
Nawet jeśli pięć lat temu, gdy Łódź podpisywała pierwszą umowę z Atlasem, mało kto w Polsce miał pojęcie, o jakich kwotach powinno się rozmawiać przy takich kontraktach, to w 2014 roku taka wiedza już jest. Wiemy też, co podkreślały i władze Łodzi i wadze spółki zarządzające halą, że nowy sponsor będzie patronem najsłynniejszej polskiej hali widowiskowej. Można tak o Atlas Arenie pisać, bo przecież brytyjski branżowy "Audience Magazine" zaliczył łódzką halę do grona sześciu najlepszych obiektów koncertowych 2013 roku w Europie.
Wróćmy jeszcze do pierwszej umowy. Oto kilka przykładów umów sponsorskich z innych miast, które dobitnie pokazują, że Łódź na Atlas Arenie kokosów nie zarobiła.
- Pół roku przed tym jak hala przy Bandurskiego stała się Atlas Areną, telefonia Dialog wykupiła prawa do nazwy stadionu Zagłębia Lubin za 3 mln. złotych rocznie. Czy koś może wymienić jakie to fantastyczne imprezy przy okazji przynoszące splendor sponsorowi odbyły się w Lubinie? Jedyne z czym można kojarzyć Dialog Arenę, to to, że gra tam spadkowicz z ekstraklasy, którego zeszłoroczny budżet powinien pozwolić mu na bezproblemową walkę o europejskie puchary.
- Jeszcze więcej, bo 6 mln zł rocznie, płaci Pepsi za to, że stadion warszawskiej Legii nazywa się Pepsi Arena. Tu umowa obowiązuje przez trzy lata. Dużo wyższa cena niż w Lubinie nie powinna dziwić, w końcu to Warszawa, a Legia to ostatnio najlepszy polski klub. No i na Pepsi Arenie odbywa się więcej koncertów niż w Lubinie. I to naprawdę dobrych koncertów…
- PGE wyłożyło 35 mln zł (po 7 milionów za rok!) za to, by nowoczesny stadion w Gdańsku wybudowany na EURO 2012 stał się PGE Areną. Na tym stadionie odbyło się kilka meczów EURO 2012 ale teraz gra na nim dość mierna Lechia Gdańsk. Odbyło się na nim też kilka imprez. Zagrało tam m.in. Bon Jovi.
- Nowoczesna hala na granicy Sopotu i Gdańska stała się Ergo Areną, po tym jak Ergo Hestia zapłaciła 12,2 mln zł. Umowa została podpisana na 5 lat, czyli za rok wychodzi 2,44 mln. W tej hali odbyło się kilka dużych imprez sportowych i koncertów, ale nie tyle co w Atlas Arenie. I nie takich jak w Atlas Arenie! Przypomnijmy, łódzka hala stała się na pięć lat Atlas Areną za skromniutki 1 milion zł rocznie.
Te przykłady mają dwa wspólne elementy – za przywilej bycia sponsorem tytularnym tych obiektów płacono po kilka razy więcej niż w Łodzi (w przeliczeniu na rok) i w żadnym z tych miejsc nie odbyło się tyle, tak spektakularnych imprez jak w łódzkiej Atlas Arenie. Gdzieś w „internetach” trafiłem na informację, że gdyby zsumować wszystkie koncerty i duże imprezy z tych obiektów, to i tak byłoby ich mniej niż odbyło się w Atlas Arenie. Nawet jeśli to nie do końca jest prawdą, to i tak wszyscy wiemy, że nie ma drugiej hali w Polsce, w której wystąpiło by tle gwiazd co w Łodzi.
Pięć milionów za pięć lat to była naprawdę niewielka kwota, szczególnie w wypadku obiektu, w którym koncertowały takie gwiazdy jak m.in.:
- 30 Seconds to Mars,
- Aerosmith,
- Justin Bieber
- Black Sabbath,
- Depeche Mode,
- Eric Clapton,
- Leonard Cohen,
- Elton John,
- Peter Gabriel,
- Green Day,
- Il Divo,
- Iron Maiden,
- Mark Knopfler,
- Megadeth,
- Muse,
- Slayer
- Shakira,
- Sade,
- Sting,
- System of a Down,
- Rihanna,
- Roger Waters,
- Vader...
A przecież koncerty to nie wszystko – np. w Atlas Arenie grają też o najwyższe trofea siatkarze Skry Bełchatów i reprezentacji Polski, jeżącą monster trucki i popisują się motocrossowcy. Był nawet międzynarodowy mecz futbolu amerykańskiego i finał jubileuszowej Masy Krytycznej!
Jak pisał w Dzienniku Łódzkim Piotr Brzózka, z wartości łódzkiej hali zdawali sobie sprawę również w Urzędzie Miasta Łodzi. Obliczono, że tylko za same koncerty, które odbyły się w 2013 roku, tak zwany ekwiwalent reklamowy wyniósł 49 mln zł.
Po takich informacjach należało się spodziewać, że Arenę Łódź nasi przedstawiciele „wypuszczą” teraz za 3-4 miliony rocznie, a może nawet więcej! Tymczasem ponownie łódzką halę "sprzedano" za półdarmo!
Jak dowiedzieli się koledzy z Dziennika Łódzkiego, nowy sponsor tytularny, a ponownie została nim firma Atlas, będzie płaciła WIĘCEJ niż poprzednio. „Aż” 1,5 miliona rocznie. Też przez 5 lat.
Jeszcze raz porównajmy sobie:
- 7 milionów rocznie za stadion na którym gra Lechia Gdańsk
- 6 milionów rocznie za stadion Legii
- 3 miliony rocznie za stadion Zagłębia Lubin
- 2,44 miliona rocznie za halę na granicy Gdańska i Sopotu
- 1,5 miliona rocznie za łódzką halę, czyli za jeden z najlepszych obiektów koncertowych w Europie 2013 roku!
Nawet jeśli przyjąć, że hale są tańsze niż stadiony, to i tak sprzedanie na kolejnych 5 lat łódzkiej hali za 1,5 miliona zł rocznie jest grandą i niegospodarnością. A może nawet działaniem na szkodę miasta…
Z tej umowy cieszyć może się tylko Atlas. Płaci 2-4 razy mniej niż inni, a ma 3-4 razy więcej reklamy przy największych gwiazdach globu przyjeżdżających do Łodzi, a nie dzięki ligowym kopaczom, nawet jeśli jest wśród nich mistrz Polski.