Bruce Springsteen i ja...
Bruce Springsteen & The E Street Band. Berlin 2002 (fot. Markos)
20 października 2018 r. minęło 16 lat od pierwszego koncertu Bruce'a Springsteena, na którym byłem. Do dziś, czyli do października 2018 r. uzbierało mi się kilka wyjazdów na koncerty Bossa. W międzyczasie, przy moim drobnym udziale, powstał fanklub Blood Brothers Poland.
O uczestnictwie w koncercie Bossa marzyłem od czasów studiów, kiedy Zbyszek Matysik, mój dobry kumpel z roku, puścił mi nagrania z 5-płytowego albumu "Bruce Springsteen & The E Street Band - Live 1975-85". Wprawdzie był to czas mojej wielkiej fascynacji takimi kapelami jak m.in. Pink Floyd i Iron Maiden, ale praktycznie od pierwszego przesłuchania koncertowego albumu Bossa, stałem się jego ogromnym fanem. Ani wtedy, może to był rok 1986, może 1987, ani przez wiele lat później nie przypuszczałem, że kiedyś będę mógł zobaczyć i usłyszeć Springsteena i wspaniały E Street Band na żywo. Dziś, to wydaje się takie proste, kupujemy bilet przez Internet, rezerwujemy hotel przez Internet, jedziemy ze znajomymi samochodem, pociągiem czy samolotem i tyle. Ale w tamtych latach zdobycie biletu na koncert i wyjazd na Zachód, był jak science-fiction.
w 1997 r. Bruce przyjechał do Polski na dwa solowe koncerty w Sali Kongresowej. Gdy doszły do mnie informacje o tym, nawet gdzieś tam do Warszawy dzwoniłem, żeby kupić bilet, ale bez powodzenia. Ponieważ solowa trasa Bossa nie wywoływała u mnie takich emocji jak granie z E Street Bandem nie zaryzykowałem jazdy do stolicy. I to był błąd, bo jak pokazał przykład Krzyśka "Pielgrzyma" Mareckiego, mojego kumpla z Blood Brothers Poland, była całkiem spora szansa dostanie się na koncert. Możecie o tym przeczytać we wspomnieniach Pielgrzyma na naszej fanklubowej stronie: Bruce Springsteen w Warszawie. Historia pewnego zdjęcia. Dużo ciekawych wspomnień i materiałów z warszawskich koncertów Springsteena umieściliśmy na stronie: Bruce Springsteen w Warszawie. 20 rocznica koncertów [AKTUALIZACJA].
Gdy pod koniec 2001 r. udało mi się kupić dwupłytowe DVD "Live In New York City" dokumentujące finał trasy trasy "Reunion Tour" reaktywowanego E Street Bandu, po prostu odleciałem :) Byłem tak podekscytowany tym, że widzę, słyszę i czuję magiczną energię Bossa grającego z E Street Bandem, że obejrzałem obie płyty na stojąco przed telewizorem, a na koniec prawie się popłakałem, gdy pomyślałem, że pewnie nigdy nie będę miał okazji uczestniczyć w tak wspaniałym rockowym misterium Bruce'a Springsteena i The E Street Bandu.
Później w 2002 r. ukazała się nowa płyta Bossa i TESB pt. "The Rising", a za nią poszła trasa koncertowa. W Europie Springsteen wraz z zespołem miał zagrać jesienią, ale TYLKO 16 koncertów! Zainteresowanie biletami było tak ogromne, że serwery nie wytrzymywały obciążenia i padały! Np. w przypadku koncertu w Berlinie, na który chciałem pojechać, serwer padł już na pół dnia przed rozpoczęciem sprzedaży. Strona stała się dostępna następnego dnia, gdy biletów już nie było. Ale i tak nie miałbym szansy na ich zakup, bo ich sprzedaż ograniczono tylko dla osób mieszkających w Niemczech. Trudno mi opisać moją rozpacz i wściekłość... Na szczęście, gdy opowiedziałem to Marcinowi Filipczykowi (ówczesnemu sąsiadowi), okazało się, że ma on brata w Niemczech, który obiecał pomoc w zdobyciu biletów, bo jak się okazało, po wyprzedaniu puli biletów przez organizatora koncertu, do sprzedaży trafiły "pakiety" zwykle składające się z biletu na koncert oraz noclegu w hotelu. Też tylko dla Niemców. W sumie nie było to takie złe rozwiązanie, bo przecież gdzieś po koncercie trzeba było się przespać. No może nie koniecznie za 70 euro od osoby, czyli za taką samą kwotę jaką trzeba było wydać na bilet na koncert.
Choć pojawił się sposób na zdobycie biletów, mój pierwszy w życiu wyjazd na koncert Bruce'a Springsteena i The E Street Bandu i tak pewnie nie doszedłby do skutku, bo jak niespełna miesiąc przed wyjazdem zorganizować sobie bilety na pociąg do Berlina? Dziś to pewnie byłaby znacznie prostsza sprawa do ogarnięcia... Na szczęście udało mi się namówić na wspólny wyjazd Mariusza Stasiaka, mojego przyjaciela jeszcze z czasów ogólniaka, który miał całkiem fajnego i wygodnego opla vectra. Wyjechaliśmy z Łodzi samego rana. Nie mieliśmy żadnego GPSa, ale dzięki mapom z zaznaczoną trasą, wydrukowanym z programu Microsoft Autoroute, dojechaliśmy do hotelu bez większych problemów. Dzięki biletowi na koncert mieliśmy bezpłatną komunikację miejską. Choć po koncercie optymistycznie założyliśmy, że zamiast przesiadki i jazdy drugą linią metra albo kolejki S-bahn, "daliśmy z buta"... Trochę czasu nam to zajęło i lekko pobłądziliśmy, ale w końcu dotarliśmy do naszego hotelu. W planach na następny dzień mieliśmy zwiedzanie Berlina, ale szyki pokrzyżowała nam deszczowa pogoda i praktycznie najkrótszą drogą pojechaliśmy do Łodzi.
Wtedy nawet nie przypuszczałem, że jeszcze w ramach tej samej trasy, ale już latem 2003 r. ponownie usłyszę Springsteena na żywo. Najpierw w maju pojechałem z Dorotą na tygodniowy urlop do Paryża, gdzie podczas koncertu na Stade de France zaliczyliśmy trzy oberwania chmury, a potem w czerwcu do Wiednia, na przedostatni koncert europejskiej części Rising Tour. To podczas tego wyjazdu, z Krzyśkiem "Pielgrzymem" Mareckim i Tomkiem Urynowiczem postanowiliśmy, że trzeba powołać fanklub Blood Brothers Poland, który w 2018 r. obchodził swoje 15-lecie, no i najwyższa pora, bym siadł i spisał kolejne 5 lat naszej historii... Na razie polecam dwie strony z podsumowaniem 5 i 10 lat naszej działalności.
Czytaj też:
A jako podsumowanie moich koncertowych wojaży ze Springsteenem niech posłuży taka galeria ;)
https://markiewicz.info/index.php/blog-to-nie-jest/261-bruce-springsteen-i-ja#sigProId3ceceaaa00